Dzisiaj podzielę się z Wami zdjęciami z 11 listopada, gdzie na Lubińskich błoniach, jak co roku, wojsko prezentowało ciężki sprzęt. Wyjątkowo mało było maszyn tym razem, ale synek i tak miał ubaw. Tego dnia było dość zimno i mimo, że raczej ciepło się ubrałam to i tak wróciłam do domu zmarznięta. Miałam na sobie kożuszek z Orseya, ciepły golf i kozaczki z zamszu. Nie obyło się baz rękawiczek, to u mnie podstawa do przetrwania, gdyż jestem straszliwym zmarzluchem:) Tegoroczny nabytek pochodzi z Croppa.
Tak właśnie wygląda szczęście na twarzy Kubusia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz