17 stycznia 2017

CuteBox - styczniowe pudełko, czy równie zachwycające jak grudniowe ?


W grudniu zamówiłam swoje pierwsze pudełko CuteBox o którym możecie przeczytać TUTAJ
Byłam tak zafascynowana, że od razu zamówiłam kolejne. Czy również spełniło moje oczekiwania ? Czytajcie dalej.

Pudełko przywiózł kurier do mnie do pracy, bo w miejscu zamieszkania leniwa listonoszka już nawet nie bierze do mnie paczek tylko wypisuje awizo. Ponoć nigdy nie ma mnie w domu, nie ważne, że jest rodzina, która może odebrać paczkę, po prostu tak jest wygodniej, i lżej :)  Dlatego często zamawiam do pracy i wtedy nie ma problemu, nie muszę wieczorem latać na pocztę.

Kiedy przyszło pudełko, byłam cholernie ciekawa zawartości, ale pomyślałam, że takie chwile trzeba celebrować i otworzę dopiero w domu :)
No więc nastał ten moment, kiedy przecięłam taśmę i już je trzymałam w ręku.
I pomalutku odwiązuje taśmę, otwieram... a tam mokro :(


Wylało się trochę hydrolatu i pomoczyło książkę. Słabo, myślę, ale spojrzałam na butelkę i oczy się zaświeciły. Kosmetyk z Bioline wyglądał i pachniał tak luksusowo, że cieszyłam się, że nie wylało się tak dużo.


Szklana, piękna butelka zawiera kosmetyk, który aż piszczę z niecierpliwości, aby użyć.  Kocham hydrolaty, a rumiankowego jeszcze nigdy nie miałam. Na pewno napiszę o nim więcej w recenzji.

Kolejną mamy Maskę w płachcie Tony Moly. Na Facebooku, kiedy pojawiły się podpowiedzi, prosiłam o cytrynową lub z algami, bo wiele z nich już mam na stanie i bardzo się ucieszyłam kiedy właśnie cytrynowa znalazła się w pudełku. Maski rozświetlające lubię bardzo i dla mojej cery są  idealne.


Kolejną podpowiedzią był fragment zdjęcia, który skojarzył mi się z kubkiem, jaki otrzymałam w pudełku ChillBox. Nie był to jednak kubek, ale skarbonka  Muffinka wyglądająca prawie identycznie jak mój kubek do zaparzania herbaty. Tak więc mam jakiś taki komplecik :)


Wisienką na torcie okazał się błyszczyk do ust w formie babeczki. Trafiła mi się truskaweczka :) Maleństwa nawet nie otwieram, powędruje dalej, gdyż produktów takiego typu mam akurat w bród. Wygląda jak azjatycki kosmetyk :)



Pozycją pewną w każdym boxie jest książka. I o ile chwaliłam w poprzednim miesiącu, że doceniam to, że tematyka jest do wyboru, tak tutaj kuku :) Jedna pozycja w każdym pudełku. Książka mi odpowiada, bo akurat takie lubię, ale nie każdy i szkoda, że tym razem nie było już wyboru.
" Żony Astronautów " to ciekawa opowieść o żonach sławnych mężów latających w kosmos. Ale co one przeżywały, to już niewielu obchodziło. Kiedy ich  mężów wznoszono w chwale, one musiały borykać się w pojedynkę z trudami dnia codziennego i to będąc na świeczniku. Już nie mogę się doczekać, aby poznać ich losy.


W pudełku znalazła się karta informacyjna, ulotka i rabat 35 % na produkty ze sklepu FARBOTKA
Nie zawsze korzystam z kuponów dołączonych do pudełek, a raczej rzadko, ale tym razem już mam upatrzoną torebkę i zamówienie złożę na dniach. Warto zajrzeć, ciekawe torebki :)


Podsumowując pudełko wypada gorzej niż grudniowe, które mnie tak bardzo zachwyciło. Żadnych próbek, czy dodatków w postaci herbatki, albo słodkości, bo przecież miało być cute.
Niedostatecznie zabezpieczona zawartość, co poskutkowało wylaniem produktu, oraz brak wyboru tematyki książki, znacznie obniża moją ocenę.
Powiecie, ale wymagająca! Ale niestety ilość pudełek konkurencyjnych, jakie są dostępne na rynku stawia jakąś poprzeczkę i walczy o zadowolenie konsumenta. Jeśli tego nie otrzymamy, to będziemy szukać dalej.
Jestem zadowolona z hydrolatu, maseczki i książki,  skarbonka i błyszczyk szału na mnie nie zrobiły. Dam firmie jeszcze jedną szansę i zamówię pudełko Walentynkowe. To zadecyduje, czy będę dalej zamawiać, czy dam sobie spokój.
Pierwsze wrażenie było cudowne, teraz jest dwie gwiazdki niżej. Mam nadzieję, że w lutym się nie zawiodę.


Co myślicie o tym boxie ? Warto było wydać te 62 zł ?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz