9 kwietnia 2019
Sabai Thai - sekret naturalnego piękna prosto z Tajlandii
Jakiś czas temu na INSTAGRAMIE pokazywałam Wam zestaw, jaki otrzymałam od firmy Sabai Thai Polska
Nigdy wcześniej nie miałam okazji używać kosmetyków z Tajlandii, więc moja ciekawość została mocno rozbudzona. Opakowania wyglądają niesamowicie egzotycznie, więc z niecierpliwością dorwałam się do środka. I dzięki tym produktom mogłam przenieść się do SPA, a moje ciało zaznało zmysłowej rozkoszy :)
NAWILŻAJĄCY BALSAM DO CIAŁA NA BAZIE MLEKA RYŻOWEGO
Ten balsam uwiódł mnie już po pierwszym użyciu.
🌿Ma bardzo lekką konsystencję, przyjemny, otulający zapach, który kojarzy mi się z ryżowym peelingiem.
🌿 Bardzo szybko się wchłania i pozostawia skórę cudownie miękką, mocno nawilżoną i delikatną w dotyku.
🌿 Za nawilżenie i działanie przeciwstarzeniowe odpowiada olej ryżowy, natomiast masło shea i aloes koją i uelastyczniają, a także pomagają się skórze zregenerować i odzyskać zdrowy kolor. Jest jeszcze ekstrakt z Amalaki nadający jedwabistości. To dzięki tym składnikom skóra dostaje zmysłową gładkość i odżywczą dawkę nawilżenia. Alamaka to żółte owoce przypominające agrest. Rosną one w Indiach na drzewach i od wieków wykorzystywane są w w indyjskiej medycynie tradycyjnej, ajurwedzie.
🌿 Na plus zasługuje także wygodna w użyciu pompka i piękne, egzotyczne opakowanie stanowiące ozdobę łazienki.
🌿 Cena za 200 ml to 29,99 zł.
Ryżowy balsam do ciała spełnił moje oczekiwania i wiem, że wypróbuję jeszcze jaśminowy.
PEELING CUKROWY NA BAZIE MLEKA RYŻOWEGO
Jednym z dwóch peelingów do ciała jest ten na bazie mleka ryżowego. Ma on dokładnie taki sam zapach jak wyżej opisany balsam.
Peeling ma przyjemną, delikatną konsystencję, nie jest zbity, łatwo daje się nabierać. Jest drobnoziarnisty, ale mimo iż wydawało by się, że będzie delikatny, to taki niepozorny to on nie jest. Drobinki są dosyć ostre i porządnie złuszczają naskórek. Podczas rozprowadzania na skórze, nawet bardzo mokrej, zachowuje się trochę "tępo", tzn nie sunie gładko tylko jakby stawia opór. Sprzyja to wykonaniu porządnego masażu, a nie tylko ślizganiu się po skórze. Cały rytuał jest bardzo przyjemny, towarzyszy mu śliczny, otulający zapach, a po spłukaniu ciało jest cudownie gładkie i atłasowe. Peeling bardzo łatwo zmyć ze skóry, nie pozostawia tłustej warstwy, ale przyjemną otoczkę, dzięki której odczuwam mocne nawilżenie.
Podobne odczucia mam w przypadku peelingu jaśminowego, którego zapach jeszcze bardziej mi się podoba. Kiedyś myślałam, że nie lubię zapachu jaśminu. Wydawał mi się taki duszący, przyprawiający o ból głowy. Jednak odpowiednio dobrana kompozycja sprawia, że aromat zyskuje inny wymiar. Mogłabym się w nim zatracić.
JAŚMINOWY PEELING DO CIAŁA
Oba peelingi mają taką samą konsystencję i według mnie działanie. Oba bardzo polubiłam i dzięki nim moja skóra jest ładnie wygładzona i odżywiona. Drobinki cukru są malutkie, ale mają moc, świetnie złuszczają naskórek.
W składzie peelingów znajdziemy ekstrakt z liści aloesu, masło shea, wyciąg z Tamaryndowca ( naturalny środek złuszczający o właściwościach tonizujących, który zapewnia doskonałe złuszczanie skóry poprzez usuwanie martwych komórek skóry, pozostawiając gładką i promienną skórę )
W pierwszym znajdziemy także olej ryżowy, a w drugim wyciąg z wąkroty azjatyckiej.
Zarówno ryżowy jak i jaśminowy zamknięte są w wygodnych w użyciu opakowaniach, mają pojemność 200 g i kosztują 24,99 zł.
Jeśli miała bym wybrać jeden z nich, to miałabym dylemat, ponieważ oba te cukrowe zdzieraki działają podobnie, różni je zapach, a to już kwestia gustu.
W moim posiadaniu znalazły się także 2 maseczki w płachcie, czyli to, co tygryski lubią najbardziej :)
Obie były bardzo fajne, dały mojej skórze oczekiwaną dawkę odżywienia, relaksu i nawilżenia. Płaty były bardzo delikatne, cieniutkie jak membrany. Przez to dały się idealnie dopasować do kształtu twarzy. Ponieważ są bardzo delikatne, producent zaopatrzył je w dodatkową folię ułatwiającą ułożenie na twarzy, zapobiegając tym samym możliwości ich rozdarcia.
Podobają mi się grafiki tych produktów, są charakterystyczne, a lewym górnym roku widnieje flaga Tajlandii.
Maseczki były mocno nasączone lekko śluzowatą, przezroczystą esencją, której nawet sporo zostało w opakowaniu. Obie miały podobny, delikatny zapach. Producent zaleca trzymać maseczkę przez 20 minut na twarzy, następnie zdjąć i wmasować przez chwilę resztki produktu, a następnie umyć twarz letnią wodą. Jestem przyzwyczajona do pozostawiania odżywczej esencji na skórze, więc tutaj lekko się zdziwiłam. Dlaczego pozbywać się tego co dobre?
W granatowym opakowaniu znajduje się maseczka z kwasem hialuronowym
Ze względu na główny składnik - kwas hialuronowy - miała za zadanie mocno nawilżyć skórę i to zrobiła doskonale. W składzie znajdziemy także aloes i ekstrakt z otrębów ryżowych. Jestem z niej bardzo zadowolona, bo po zdjęciu skóra była mocno odżywiona i gładziutka.
W różowym opakowaniu znajduje się maseczka z kolagenem
Płat jest cudownie cieniutki i idealnie przylegający. Zapach jest zwykły, nie wyróżniający się specjalnie. Przez cały czas trzymania - 20 minut - maska jest bardzo mokra, i taką też ściągamy. Gdyby nie potrzeba zmycia jej ze skóry, to na pewno wmasowałabym esencję w resztę ciała. Po jej użyciu czułam mocne nawilżenie i gładkość, lekko też rozjaśniła mi skórę, choć efekt nie był zbyt długotrwały. Maseczka polecana jest do skóry dojrzałej, ma działanie przeciwzmarszczkowe i ujędrniające. Fajnie rozświetla i upiększa, dzięki czemu twarz wygląda zdrowiej i młodziej. W składzie znajdziemy kolagen, alantoinę i kwas hialuronowy.
Obie maseczki spisały się świetnie i obie polecam. Koszt jednej to 14,99 zł.
Dzięki produktom SABAI THAI poznałam kropelkę tajskiej pielęgnacji czerpiącej prosto z natury. Każdy kosmetyk był wyjątkowy i wart poznania.
Jeśli macie ochotę przekonać się o ich jakości to do końca kwietnia na hasło ODERWANIE10 dostaniecie 10% zniżki na zakupy w sklepie internetowym SABAITHAI.PL
Kuszą Was te kosmetyki? Lubicie takie orientalne klimaty?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Bardzo ciekawa seria :) Koty Cię obsiadły ;)))
OdpowiedzUsuńNajbardziej ciekawią mnie peelingi :)
OdpowiedzUsuńZapach serii z mlekiem ryżowym nie przypadł mi do gustu.
OdpowiedzUsuńPeelingi to jest to co ja lubię :) Tych nie miałam :)
OdpowiedzUsuńNo muszę to napisać: robisz takie ładne zdjęcia :) kosmetyki kuszą już samym opakowaniem
OdpowiedzUsuńZaciekawiły mnie te kosmetyki, szczególnie peelingi. Przyglądam się kosmetykom tej marki i myślę, że jak troche odkopię się z zapasów - na pewno po coś sięgnę.
OdpowiedzUsuńStrasznie bym chciała powąchać peelingu jaśminowego, bo też kiedyś sądziłam, że nie lubię tego zapachu ;-)
OdpowiedzUsuńWidze,że te kosmetyki bardzo podbiły Twoje serce.Są niezwykle intrygujące.Cena też bardzo nie jest zaporowa więc chętnie i ja bym je poznała :)
OdpowiedzUsuńJa nie siegam po orientalne kosmetyki ze wzgledu na zbyt mocne zapachy.
OdpowiedzUsuń